piątek, 27 lutego 2015

Rodział 1. Urodziny

 W domu byłam koło 17, bo po drodze Maja zaciągnęła mnie po chipsy. Weszłam, mamy jeszcze nie było. Przebrałam się w pokoju i pakowałam torbę.
- Cześć słońce! - mama weszła do domu
- O, hej, już jesteś.
- Tak, przepraszam, że tak późno, ale samochód nie chciał odpalić, nie wiem czemu.
- Nic się nie stało. O 19 wsiadam.
- Tak, tak. Przebiorę się i jedziemy.
Jak zwykle przebierała się 20 minut + piła kawę. Gdy wsiadłam do samochodu była 17:40.
- Akurat na 18 dojedziemy. - powiedziała
- Racja - uśmiechnęłam się.
W stajni byłam tylko ja i Marta. Widziałam jak wychodziła z siodlarni. Poszłam do domu pani Kasi, zapukałam do drzwi.
- Dobry wieczór - powiedziałam.
- A dobry, dobry.
- Kogo dosiadam?
- Netjle.
- A, czyli jak zawsze.
- Dokładnie Railey.
- A co chciała mi pani pokazać?
- Jest jeszcze twoja mama?
- Tego nie wiem. - powiedziałam i wyszyłyśmy na parking, mama czekała. Zobaczyła nas i wyszła z samochodu.
- Dobry wieczór - wyciągnęła dłoń i podała p. Kasi
- Dobry wieczór, już czas? - odpowiedziała.
- Czas na co? - pytałam zdziwiona.
- Córciu, kiedy masz urodziny?
- Ym, jutro - teraz byłam naprawdę zdziwiona, serce zaczęło mi mocniej bić. - Myślałam, że wiesz.
- Ja wiem, spokojnie - zaśmiała się pod nosem. - Chodzi o twój prezent. - powiedziała i spojrzała na p. Kasię, ta przytaknęła.
- Już wszystko załatwione.
- Tak. - teraz rozmawiały ze sobą.
- Mamo, no ale o co chodzi? - dopytywałam.
- Choć ze mną. - powiedziała pani Kasia.
- Przyjadę jeszcze w czasie lekcji.
- Okey - pożegnałyśmy się i poszłam. - O co chodzi? - pytałam instruktorkę.
- Na pewno się ucieszysz. - uśmiechnęła się.
Weszłyśmy do stajni i kazała mi zamknąć oczy. Zrobiłam to. Prowadziła mnie dość długo, prawie na koniec stajni.
- No dobrze, otwórz oczy. - otworzyłam - Co widzisz?
- No Netjle, ale ja nie rozumiem. - stałyśmy przed jego boksem.
- Czyj jest?
- Pani.
- Nie. Twój. - zatkało mnie. Myślałam, że zemdleję na miejscu.
- Ale, ale.. OMG ! - byłam taka szczęśliwa, że.. aż mi słów zabrakło, żeby to opisać.
- Rodzice Ci go kupili.
- Dziękuję ! - nadal byłam w szoku. Nie potrafiłam tego zrozumieć. To był mój najlepszy dzień.
- Od dziś jeździsz na swoim koniu. Płacisz tylko za jazdę ze mną. Jak chcesz pojeździć sama, masz za darmo.
- Super !
- No już, już. Opanuj emocje, leć po szczotki i działaj. Widzimy się o 19 na hali.
- Dobrze, dobrze. - stałam u niego w boksie dobre 10 minut, był czysty, tylko nogi miał brudne. Postanowiłam zadzwonić do przyjaciółki i jej wszystko opowiedzieć. Po krótkiej rozmowie poszłam po szczotki do mojej szafki. Wróciłam i zaczęłam czyścić konia. 20 minut i czysty. Zostało pół godziny. Zdjęłam mu derkę i zaniosłam do siodlarni. Po drodze spotkałam Martę:
- Hej.
- Cześć - odpowiedziałam.
- Co tak się cieszysz?
- A no bo.. Rodzice na urodziny kupili mi konia - mówiąc to cieszyłam się jeszcze bardziej.
- Wszystkiego najlepszego - powiedziała w pośpiechu.
- Są jutro.
- To masz ode mnie na jutro. Będziesz w stajni?
- Pewnie tak.
- Którego Ci kupili?
- Netjle!
- To super, śliczny jest.
- Bardzo.
- Masz już sprzęt?
- Nie, trzeba kupić. Dziś jeszcze na stajennym jeżdżę.
- Aa.
- Tylko czaprak mam swój.
- Okey, ja idę, bo Pina jest strasznie brudna.
- To pa, do zobaczenia na hali.
  Gdy wróciłam do bosku ze sprzętem, otworzyłam drzwi, weszłam i zaczęłam go siodłać. Jak zwykle stał grzecznie, nie wiercił się, bez problemu przyjął wędzidło. Dochodziła 19 i wyszłam na hale. Jazda odbywała się jak zawsze, 15 minut stępo-kłusa, galop w obie strony i skoki. Dziś wysoko, ponad metr. Nasz rekord to 120 cm, chciałam go dziś pobić:
- Pani Kasiu, można wyżej?
- Jeszcze? No dobrze.
- Ile teraz było?
- 105 cm
- A można 120?
- Bijemy rekordy?
- Tak - uśmiechnęłam się.
- To powodzenia - powiedziała, podeszła do przeszkody i podwyższyła ją. Ustawiła 120 cm. Wyjechałam na ścianę, najazd w lewo, zagalopowanie na trzy takty i hop! Czysto:
- No ładnie, jestem dumna.
- Dziękuję.
- Wyżej?
- Tak.
  Znowu podwyższyła. Do 122 cm. Najazd w lewo (znowu), zagalopowanie na trzy takty i hop! Znów czysto:
- Brawo!
- Jest! Rekord pobity! - cieszyłam się tak bardzo, że prawie spadłam z konia.

   Po powrocie do domu od razu położyłam się spać. Rano wstałam koło godziny 11. Przebrałam się i poszłam do kuchni:
- Wstała nasza solenizantka! - powiedział na dzień doby tata.
- Cześć tatusiu - powiedziałam zaspana. - Gdzie wszyscy? W sensie mama. (jestem jedynaczką)
- Choć do pokoju.
- Dobrze. - poszłam. W pokoju czekała mama, tort i wieeelka torba.
- Wszystkiego najlepszego! - powiedziała.
- Dziękuję Wam. Co to jest? - wskazałam na pakunek.
- Prezent urodzinowy.
- Jeszcze jeden?
- Od nas dostałaś, ten jest o reszty.
- Reszty?
- Od dziadków, cioci, wujka, kuzyna, drugich dziadków.
- Ahaa.
- Rozpakuj - powiedział tata.
- Dobrze. - podeszłam do torby, zdjęłam kokardę i rozpięłam zamek błyskawiczny. Ku moim oczom ukazało się siodło, ogłowie, napierśnik, wypinacze, czaprak, popręg, nauszniki, ochraniacze, owijki, podkładka pod siodło, jeszcze jeden czaprak i inne pierdoły! O mało co nie zemdlałam! - Jezu kocham Was wszystkich ! - krzyknęłam.
- Choć, tu masz kawałek tortu, zjedz, weź rzeczy do pokoju i pooglądaj wszystko. My niestety musimy iść do pracy, będziemy wieczorem.
- Aa, myślałam, że wzięliście wolne.
- Niestety udało nam się tylko przełożyć godziny - powiedział tata. Razem z mamą pracują w kancelarii prawniczej i pracują zwykle od rana do wieczora.
- Ale do stajni mogę pojechać?
- Jeśli załatwisz sobie transport.
- Z tym nie będzie problemu.
- Dobrze, papa kochanie. - powiedziała mama, pocałowała mnie w czoło i wyszła, za nią tata.
- Pa. - powiedziałam już do drzwi. Zjadłam tort, zabrałam wszystko do pokoju i wypakowałam. Nie cieszyłam się długo bo zaraz ktoś zapukał do drzwi. Poszłam sprawdzić i kolejna miła niespodzianka:
- Wszystkiego najlepszego Railey! - krzyknęła Maja.
- Dzięki kochana, sama jesteś?
- Ymm, nie - powiedziała z uśmiechem. Zrobiła krok w bok i teraz przede mną stał wielki miś i bukiet róż.
- Seba - powiedziałam i uśmiechnęłam się.
- Wszystkiego najlepszego myszko. - powiedział zza prezentu.
- Wejdźcie.
  Gdy weszli przywitałam się z Mają, a potem z Sebą. Przyjęłam od nich prezenty i zaprosiłam do pokoju. Od przyjaciółki dostałam czaprak. Teraz łącznie mam 4 : granatowy - skokowy, czerwony - skokowy, zielony - łezkę (taki kształt) i brązowy - łezkę od Maji. Od Sebastiana dostałam wielkiego, kremowego misia i bukiet czerwonych róż. Kocham ich, to moi najlepsi przyjaciele. Poczęstowałam ich tortem i zaczęliśmy oglądać mój nowy sprzęt i szmatki:
- Ładne masz to wszystko. - powiedziała Maja.
- Dobrze, że mam szafkę, bo nie wiem gdzie bym to trzymała. - zaśmiałam się.
- Racja. Jedziesz dziś ze mną do stajni?
- Tak, ale twoja mama musi nas zawieźć, bo moi poszli do pracy.
- Nawet w twoje urodziny? - zapytali oboje jednocześnie co wyglądało dziwnie.
- Niestety.
- Masz nas. - powiedział zatroskany chłopak. - Ale muszę Wam coś jeszcze powiedzieć.
- Co się stało? - zapytałam.
- Kończę z jazdą.
- C-co?! - powiedziałyśmy razem.
- Tak.
- Czemu? - powiedziała Maja.
- Jakoś.. Nie sprawia mi to już radości.
- Ou. Szkoda. Mogłeś wyjść na ludzi. - powiedziałam.
- Zawsze mogę z Wami jeździć, robić zdjęcia, nagrywać.
- W porządku. - uśmiechnęłam się. - To o której jedziemy? Może po obiedzie?
- Jasne. Napiszę do pani Kasi. - powiedziała przyjaciółka.
- Dobrze. Dziś jeżdżę sama. - zaśmiałam się.
- Przekaże jej. - śmialiśmy się wszyscy.
- Maja... A może wybierzemy się w teren? Urodzinowy - uśmiechnęłam się.
- Tak we dwie? Super pomysł!
- No to zadzwoń do niej.
   Plan dnia ustalony, No to możemy ruszać.


Ciąg dalszy w następnym rozdziale już niebawem :D !!

zdj. fb. Cecylia Łęszczak Fotografia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz